Tuesday, August 28, 2018

Pożywienie...Karmienie...Karma...?

  



                                           

      Jeśli chodzi  o jedzenie to jest to dla mnie wielka przygoda ..ocean odkryć ...nie raz  pochłonęły mnie fale wlasnych pomysłów  i tych które jak przytulina na łące przylgnęły do moich doswiadczeń w przeszłości. Droga odkrywania gdzie Ja jestem w połączeniu z  pożywieniem  jest dość zawiła i trwa , każdego dnia odkrywam nowe odsłony" Karmienia''.

  Czuję jak mocno  na mojej Ścieżce Życia doświadczam tej tak istotnej części naszego Istnienia.

                        Nie kojarzę bym kiedykolwiek była w stanie rozdrażnienia i złego samopoczucia z powodu pustego brzuszka...burczenie wewnątrz nie było w stanie zepsuć mi dnia jak to mają co niektóre Istotki . Często mnie zastanawiało jakie są tego przyczyny... teraz wiem iż każdy z nas ma w tym swoją ścieżkę.Mój najtrudniejszy okres to moment gdy miezkaliśmy w Ekwadorze , dla tych którzy nie wiedzą była to społeczność  (głównie woluntariusze wymieniający się co 2 -3 tygodnie)wysoko w Andach 2 godziny pieszo do drogi, 3 h. do najblizszej wioski. Leftheri nasz synek miał wtedy ponad roczek  i  akurat gdy zaczynaliśmy posiłki on synchronizował się z nami  i ciągał cyca. Wtedy to właśnie uruchomiło się we mnie mocno , że może mi nie wystarczyć ,nie potrafiłam na początku zakomunikować i poprosić o odłożenie mi porcji  więc na początku patrzyłam jak  jedzenie znika ze stołu z napięciem. Oh ...teraz jak o tym piszę brzmi to jak telenowela a jednak w tamtym momencie byłam bardzo poważna i czułam żal iż nikt o mnie nie pomyślał ..a Ja tam siedziałam  i nie  byłam w  stanie przekazać innym. Jednak  zaczęłam wówczas obserwować  siebie  i co się we mnie zadziewa wewnątrz , czy tak naprawdę chcę jeść  czy też to iż widzę jedenie ...jak inni jedzą.. a ja nie sprawia iż jest mi żle ?...pojawiły się zalążki zaciekawienia .           
   Po powrocie do Europy coraz to częściej  ktoś opowiadał mi o odżywianiu się praną czyli Życiodajną siłą czerpaną ze Słóńca. Poznałam też człowieka który odbył 40 dniową głodówkę w ramach leczenia licznych nowotworów  w ciele , opisując stan w  którym się znalazł  podczas niejedzenia jako opuszczanie ciała, tak jakby jego ciało znikałó..stając się coraz lżejsze...ulatywało. Na ziemie sprowadziło go uleczenie i odkrycie , że chce jeść bo lubi doświadczać smaków nie dlatego iż musi jeść. Inna piękna Istotka nie jedząć około 22 dni gotowała dla męża posiłki i oczywiście i tak  można ...jak wiele istot na Ziemi tyle sposobów na odżywianie . Im lepiej dbamy o swe ciało tym lepiej będzie służyło naszemu duchowi. Ja chylę czoła gdyż  rekord mojej głodówki do tej pory to   nie więcej niż 4 dni ..hihi... W tańcu odkryć w tym temacie  towarzyszyła  mi  przez moment Przyjaciólka z książką w ręku o łączeniu jedzenia i tak się zakręciłyśmy w tym iż pewnych rzeczy się ze sobą nie miesza , że nawet najlepsze kombinacje powodowały wzdęcia i niestrawności. Zgodnie doszłyśmy do tego iż przejmowanie  się tym co i jak mamy przygotować odebrało nam radość i frajdę z  Gotowania a to przecież jest najważniejsze co wkładamy jeśli chodzi o nasze podejście ..uczucia...najlepsze nawet składniki używane przez kogoś mieszającego w złości , zmęczeniu , niechęci staną się najważniejszą przyprawą tego dania co do tego to już nie mam żadnych wątpliwości.



























    I tak to na drodze mojego Doświadczania przyjęłam propozycję nie do odrzucenia Gotowania podczas spotkania w Świątyni Dzwięków "Naiona Nowej Ziemi " na Kaszubach. Mieliśmy gdyż nie byłam w tym sama ..z Aishą i Pawłem do wykarmienia 27 osób. Dwie Kobiety  miały czego tak właściwie nie mogą strawić  , zastanawiałam się jak to zsynchronizować  z resztą  i popłynęlo pięknie dzięki cudownej Ekipie , która potrafiła się wspierać . Nie jest to łatwe by pozostać w miejscu gdzie karmi się swego ducha i z tej przyjemności bawić się na tyle by wykarmić 20 parę innych Istnień podczas intensywnej "Pracy".  Gotowanie w takiej przestrzeni jaką jest Świątynia Dżwięków to zaszczyt ...doświadczanie instrumentów..przewodników po krainie dżwięków jakimi są Joasia i Huzy ...to melodie Serca. Przestrzeń ta nie zawiera drzwi oprócz wejściowych , łazieniek i gospodarczych komnat więc kuchnia jest integralną częścia Ja widziałam i słyszałam  grupę podczas  kolejnych zajęć a oni mnie. Dlatego  to gotowanie uczyoło  mnie uważności  ,  spokoju  i zaufania Sobie i temu co się wydarza dookoła  będąc integralną częścią mimo iż momentami  zapominałam się ...zatracając się w " czasoprzestrzeni "...zdążyć na czas ...półtoragodzinne opóżnienie , pytania o czas , nas zbywających wymyślonymi minutami wygłodniałe duszyczki zależne od nas ..jakże interesujące wyzwanie. Ja tymczasem Karmiłam swego ducha wirując w tańcu   na ziemi i w wodzie ...skacząc z pomostu ....do wody jeziora i wody we mnie przypominając Sobie o czym jest moje istnienie, o dzieleniu o połączeniu  o wymianie ....karmiłam...i Karmiliśmy Siebie Nawzajem w Doborowym Towarzystwie na tyle różnych sposobów...Będąc...wdzięczność wielka za Was Towarzysze Podróży!!!
(zdjęcie ze Świątyni ..kuchnia)














Jak Karmię Swoją Duszę...?





Wyrażaniem Siebie.........




SŁOŃCEM



                                      Podziwiając inne Istoty




                                            Doświadczając drugiej Istoty....Miłości



                                Doświadczając bycia Mamą....bezwarunkowej miłości





                                                          Zabawą


           





                                                        Obserwując to co mnie otacza












                       
 


 Doświadczając bycia Kobietą.......w połączeniu z innymi Siostrami.....







                                                      Wspóltworzeniem




                                       

                                 Muzyką i Tańcem





                                                   Widząc jak raduje się Dusza Innych Istot





                                                         
                                                        Kolorami






                                                     Śmiechem ....Istoty która wzrasta ze mną


Wodą  ..płynnością



                                                     Przestrzenią...........................................................................................................................................................................................och jest tego!!!!



 A teraz Drogie Kochane Mamy...Siostry....Istoty .. Wisieńka na Torcie ...... Opowieść , którą dzieliłam się już z niektórymi z Was osobiście i nadszedł czas by poszerzyć grono. Nie jest może to wielkie odkrycie jednakże czyję jego moc i jak wiele może zmienić więc się dzielę . Zacznę od historii, która tchnęla we mnie nowe spojrzenie na karmienie. Również na to jak wielka odpowiedzialność jest w rękach Kobiety a Mężczyzny by Ją w tym czasie wspierał!!

     Pochmurny dzień zimowy na La Palmie, wraz z kilkoma innymi kobietkami pojechałyśmy do wioseczki obok na Gajofę( raz w tygodniu spotykamy się w innym domu by według potrzeb właściciela w większym gronie zrobić coś co potrzebuje dana przestrzeń, każdy przybywa z własnym jedzonkiem by po pracy siąść do wspólnego stołu i skosztować  smaków każdej rodziny , czasami muzykujemy lub po prostu gawędzimy).Po spotkaniu trochę zmęczeni wsiedliśmy do samochodu..wśród nas jedna z cudnych Maminek  z 5 miesięczną córeczką . Na polnej drodze samochód podskoczył i maleństwo obudziło ię wystraszone krzycząc przerażliwie. Mama je przytuliła do piersi tuląc i wyrażając zrozumenie jej strachu. W momencie gdy dziewczynka chciała złapać za pierś kobieta ułożyła szlochające dziecko na kolanach naprzeciw patrząc w jej oczka, rozmawiając potem  nucąc pieśń. Trwało to chwilę, łzy dziecka nie są lekkie do strawienia. Gdy się uspokoiła Mama ją przytuliła..po chwili  dziewczynka sięgnęła po wzgórza mlekiem płynące i zaspokoiła swój głód...Głód Ciała ...nie głód Emocji.

     To skierowało moją uwagę by obserwować inne Mamy i niezależnie od kultur, które  byłam w stanie zobaczyć ,przypomnieć sobie z podróży włącznie ze Sobą Samą my Kobiety nauczyłyśmy się iż Perś nasza jest lekiem na wszelkie zło. Ciepły nektar naszego ciała pomagał zawsze ...same zachęcamy  , żeby uspać dziecko, uspokoić , ukoić ból ...i wiele wiele innych EMOCJI. Dla mnie stało się jasne w tym momencie jak bardzo pokręcone mamy relacje z jedzeniem wlaśnie z tego Okresu. Nikt mi tego nie przekazał ...tak jak i kobietom przedemną . Cudowne Matki ....Siostry ...więcej uważności z karmieniem...Karmcie swe maleństwa nie ich emocje lub własne potrzeby .Jest to bardziej wymagające  jednak niech zostanie w nas pamięć na ile przecudownych sposobów możemy Karmić Siebie i Innych ! Z Radością i Lekkością Miłości..Wszystkim Istotom na tej planecie i wszechświecie!!!..INLAKESH


Thursday, March 1, 2018

Suknie

     


                                           
       Coś co przyszło do mnie w Izraelu, miejscu gdzie spotyka się i doświadcza wielu kultur na raz!Barwna mozaika! Moja podróż po zakamarkach mej kobiecej duszy.








 





    Od kąd pamiętam fascynowały mnie suknie w szczególności  te z Epoki Romantycznej 18 i 19 wieku . Suknie  długie do ziemi, ściśnięte w talii i szerokie do ziemi, kolorowe, zdobne , fikuśne. Jakby im się przyjżeć bliżej , prześledzić z ilu części składa się  na ostateczny wizerunek z ilu jakże niewygodnych, zniewalających oddech i swobodę ciała elementów..och .Tak czuję się Ja ..Kobieta przystrojona latami utkanych falbanek, stelarzami doświadczeń, haftami postrzegania , kolorami zakodowanymi przez artystów którzy mnie otaczali. Ja Kobieta nawet nie wiedziałam o istnieniu mojego ciała o jego delikatności , wrażliwości na bodżce z zewnątrz a także wewnątrz. Ja kobieta obwinęłam się w jedwabie, owinęłam w nie swego ducha , ukryłam przed światem a może przed światłem samej Siebie.  Znieczulając się w swej iluzji  tańczyłam taniec  umarłych za życia.Wewnątrz światło jednak stało się zbyt mocne  by je skryć i tak promyczek po promyczku warstwa po warstwie opadały na ziemię  , niczym pożółkłe liście jesienią , moje wyobrażenia  o Sobie . Delikatnym powiewem wiatru szybują one by zamienić się w życiodajną glebę . Głos woła mocniej i mocniej. Coraz bardziej naga biorę coraz głębszy oddech by żyć Mną.  Wszystko wydaje się tak inne i tak stare.Patrzę Ja Kobieta w lustro wody , widzę i nie do końca rozumiem, śpiewam i trudno mi uwierzyć w dzwięki, które ze mnie wychodzą. Coraz mniej balastu sprawia iż czuję się lekka jednakże coś w tym ciele się jeszcze ogranicza do pamięci mojego ubioru. Słyszę głos tylko gdzie on mnie prowadzi? Od kąd pamiętam prowadziło mnie coś czego pojąć nie byłam w stanie, czułam się odmieńcem ..wiele się zmienia..moda również.













   I wtedy ktoś cię zobaczył.Ktoś zobaczył mnie taką w tym wdzianiu i wspierał przy rozstawaniu się z kolejnymi warstwami był obok by pokazać mi inne światy,  potem przyszedł ten który pokazywał mi jak się bawić , jak z radością tańczyć taniec życia, ta która dodała mi odwagi, to co załomotało skrzydłami by strącić mnie w przepaść bym mogła na nowo odnależć drogę.
  Czuję się  swobodnie i lekko w powiewnej bawełnianej białej sukni, która delikatnie muska moją skórę , jest niemalże przezroczysta odcień bieli nadaje koloru, czuję się odmieńcem ...cudownym odmieńcem !!!. Wewnątrz tyle rzeczy, które nie zgrywają się ze światem który mnie otacza, zajmuje mi trochę czasu by się odnależć. Wracam wtedy do rytmu mego Serca do  Oddechu do Siebie.  Dziękuję za możliwość noszenia tej przepięknej sukni tego arcydzieła bym mogła poczuć to czego doznaję dzisiaj. Ostatecznie to co zostanie będzie tak ulotne iż poderwie się do lotu z najdelikatniejszym wietrzykiem i przestanie istnieć w fizycznej formie? Tak na zewnątrz jak wewnątrz przychodzą duchy, które prowadzą , znaki których nie da się nie zauważyć  a jeśli tylko bym spróbowała wówczas  odzywa się moje fizyczne ciało paraliżując jakikolwiek ruch niczym koło ratunkowe utrzymujące przy życiu do momentu dotarcia na brzeg lub na statek. Co jest misją mojego życia, czego pragnie dla mnie esencja...jestem i doświadczam cały czas, poza czasem w przestrzeni ciągłych Zmian.
   Podziwiam dalej te Suknie sprzed lat, jak dotarlyśmy do miejsca by stworzyć coś tak wyrafinowanego a nad wyraz podziwiam Kobiety, które miały odwagę próbować, zmieniać, tworzyć. Podziwiam również prostotę, wygodę  i użyteczność  z dotykiem artystycznego piękna.Podziwiam siebie przegladając coraz częściej swą garderobę by zrobić miejsce na to co mi służy  na to co tak naprawdę potrzebuję...na Miłość do Samej Siebie. 


     Kilka dni temu z Elfikiem oglądaliśmy przepiękną animację "The Tale of Princess Kaguya"tu możecie zobaczyć Trailer (https://www.youtube.com/watch?v=9lDrkokymLQ). Widziałam już ją wcześniej jednakże tym razem zobaczyłam i poczułam głębiej przekaz i połączenie akurat z tym co pisałam. 
  
    A tu jeszcze jedno nasze odkrycie  film Nassima Haramein "Connected Universe"(" Siła i Potęga Świadomości" ), mówimy, śpiewamy, czytamy  przekazy wielu nauczycieli kultur całego Świata o tym iż Wszystko  Jest  Jednym i tutaj możemy zobaczyć jak to wygląda  z punktu widzenia Fizyki Kwantowej.Uczę się postrzegania rzeczy z różnych poziomów i ten dokument  pozwolił  mi zobrazować coś co  co czuję , jakże namacalne jest odczuwanie.Polecam Gorąco!! Przyjemności!!






  Korzystając ze Skarbonki możecie wspomóc moją pasję jaką jest pisanie.Miłość i Wdzięczność.!Marietta 
SKARBONKA 
Paypal : casadelaranita@gmail.com
lub konto bankowe
Tomasz Zaremba
iban:
ES5821007108980200038324


Saturday, January 27, 2018

Woda....Emocje....Marzenia



  Możliwe  iż juz kiedyś dzielilam się tym tekstem, teraz  odkrylam go na nowo i wyraza on  to co czuję to czym bardzo ...bardzo chcę się z Wami podzielić, przeczytajcie pooowwwooollli 

   "Kiedy uzdrawiamy siebie inni zostają uzdrowieni       Kiedy kroczymy jako pełne miłości aspekty Matki       Ziemi, stajemy się płodnymi dającymi życie Twórczej Siły. Kiedy szanujemy swoje ciała, swoje zdrowie i swoje potrzeby emocjonalne, robimy przestrzeń dla urzyczywistnienia się naszych marzeń.  Kiedy mówimy prawdę z naszych uzdrowionych serc , pozwalamy aby bogactwo i obfitość życia były stale obecne na naszej Planecie Matce ."   







Monday, January 22, 2018

Skarbonka

         Kochani wczoraj dodalimśmy z Tomkiem na bloga coś co zatytuowaliśmy"Skarbonka" z adnotacją do naszego konta.O czym to jest? O moim niesamowitym procesie odkrywania Siebie. Ten rok zaczął się bardzo intensywnie i tak jak mówi jedena z moich pokrewnych duszyczek nie ma miejsca na "pitu...pitu.."tak to czas na zmiany i działanie.



      Już wiem iż pisanie jest moją medycyną , dzielenie się w ten sposób swoimi doświadczeniami swoimi przemyśleniami sprawia mi niesamowitą przyjemność. Głęboko wewnątrz wydawało mi się iż muszę pracować fizycznie by zapewnić sobie  i swojej rodzinie wsparcie finansowe . I oczywiście to  także przynosi mi wiele przyjemności tak jak tworzenie koszyczków z igieł sosnowych i inne kreatywne ekspresje mojej duszy. Lecz pisanie odkąd pamiętam było tą cząstką mnie która nigdy się nie nudziła ,każdy skrawek papieru( nawet listy zakupów) zawierał jakieś notki z odczuciami, wizjami, wierszami.W mojej głowie roiło się  kiedyś od fantazji , gotowych scenariuszy filmowych tragedii, przygód, romansów. 

   Dziś jest wszechobecna bogata rzeczywistość. Gdy przedkładam inne rzeczy  nad pisanie wówczas moje ręce są dla mnie drogowskazem , z dnia na dzień wyglądają jak dłonie starej ...bardzo starej kobiety. Patrząc na nie wiem iż one nie są tylko do pracy z ziemią...wiem iż mają jeszcze inne zadania do wykonania...wiem iż to one są moim łącznikiem  ze  Światem...z Wami.Czas działać... Tomek przeszkolił mnie w obsłudze bloga gdyż do tej pory to on dodawał wpisy i zdjęcia, ogarniał techniczną stronę. Spędziłam wieczór śmiejąc się sama z siebie gdyż blog istnieje od 2011 roku a ja dopiero teraz odkryłam komentarze....trochę smuteczków mi przyszło a zarazem wiele motywacji gdyż jak to w życiu jest zawsze wszystko działa w dwie strony .I o tym jest Skarbonka , jeśli to co piszę na tym blogu jest dla Kogoś wsparciem, motywacją, refleksją wrzucając coś od siebie do Skarbonki będzie wsparciem i motywacją dla mnie, bym mogła poświęcić więcej czasu by posty pojawiały się częściej , aby to co mam do przekazania nie leżało na półce a wędrowało.        To niesamowite gdyż sam akt podjęcia tej decyzji ,otwarcia się na to nowe dla mnie doświadczenie dodał mi wiele siły . Jakieś stare schematy związane z pieniędzmi, wycenianiem Siebie (ile trudności sprawiała mi sprzedaż koszyczków ..uff wolałam  je oddać ) dlatego do tej pory większość tworzonych przeze mnie przedmiotów stawała się podarunkami. Jest  to jak najbardziej w zgodzie z moją naturą , czas jednakże przyznać iż pieniądze istnieją i są formą energii i chcę  nauczyć się nią posługiwać  gdyż od narodzin Elfika czyli 20 Stycznia minęło 6 lat odkąd zaczęłam unikać z nimi bezpośredniej interakcji.

    Od miesięcy ignorowałam zęba, który co prawda nie sprawiał mi boleści do tej pory lecz  odczuwałam dyskomfort, ciało mówiło a ja nie słuchałam aż Zawyło i skończyło się moim pierwszym kanałowym leczeniem. Jest to moja lekcja o słuchaniu,  działaniu i o materialnym ogarnianiu rzeczywistości wokół.


    Niech płynie , jestem wdzięczna  za komentarze i zaczynam odpisywać mimo iż minęło wiele lat odkąd nadeszły pierwsze z nich, jestem obecna i otwarta na wymianę. Miłości Wam Wszystkim !!!Marietta






Elfika 6 Urodzinki (hiszpanie składają również życzenia rodzicom....więc życzę tego co najcudowniejsze, prowadzenia i wsparcia nam Wszystkim)





Paypal : casadelaranita@gmail.com
lub konto bankowe
Tomasz Zaremba
iban:
ES5821007108980200038324

Monday, January 15, 2018

                                                                  ''Zimowa opowieść"
      Polska przywitała nas otuliwszy puszystym śniegiem ,zastanawiałam się dlaczego od jakiegoś czasu w tym okresie odwiedzamy ta kraine.Więc jednym z powodów jest właśnie ta pierzynka okrywająca świat dookoła , oblodzone jeziora i płatki śniegu spadające na twarz w promieniach słońca.Leftheri tryska entuzjazmem z doznań płynących z tej pory roku w tym miejscu, lepienie bałwana, jazdy na sankach, podziwianie łyżwiarzy, a nade wszystko turlania się w białym puchu i robienie orzełków a gdzież zwanych aniołkami.I to właśnie drugi z powodów . A ta zima okazała się być  dokładnie taką jaką sobie wymarzyliśmy. Duża zmiana otoczenia i pogody w porównaniu do miejsca w, ktorym teraz mieszkamy. Inność od zawsze pociągała ludzi.
     I tak  małymi kroczkami odkrywam starą zarośniętą ścieżkę  Bezwarunkowej  Miłości , wydaje się być lekką  i spokojną a jakże trudno im bliżej jestem , kolczaste zarośla  ograniczają widoczność . Nie jestem sama i wśród tylu światełek   jest Matt Kahn. W  jednym ze swych wykładów opowiada o  tym jak krąży energia i co za tym idzie  o zmianach , proponuje byśmy każdego dnia zrobili jedną małą rzecz oderwaną zupełnie od naszych codziennych rytuałów. Do tego stopnia inną iż jeśli od lat rano medytujesz to zacznij biegać, jeśli biegasz to zacznij pływać itp., itd.Widzę jak wielkie ma to znaczenie w moim życiu, nie ważne gdzie jesteśmy popadamy w rutyny zapominając jakże szeroki jest wachlarz narzędzi nam dostępnych i o tym też był mój wyjazd do Polski i Izraela. Ja potrzebowałam zrobić susa przez Ocean Atlantycki najpierw by ruszyć energię we wszystkich możliwych skrzyneczkach wewnątrz mnie.
     To drugi raz , kiedy to miałam tą możliwość przebywania w tylu Domach w różnych zakątkach Polski.Potrzebowałam tylu miesięcy by dojrzeć do tego by napisać o tym .Teraz wiem jak mało bywłam obecna w kontaktach z ludzmi jak na początku wspólnego obcowania wchodzę w stare schematy - jestem u kogoś szanuję jego przestrzeń i mnie nie ma ..będę chodzić na paluszkach i zapomnę o swoich potrzebach . Tak . .zanim  zestroiłam się wewnątrz i z drugim człowiekiem nadchodził czas rostania i wtedy budziłam się widząc jak wartościowa była ta osoba, która przedemną stała w tymże momencie. Wówczas przychodziło uczucie jak mało nam było dane czasu..."czasu". Na szczęście nie zawsze tak było ale wyciągam z tego lekcje, patrząc na swoje skorupki przez, które by się przebić potrzebuję chwili tej drogocennej chwili, którą mogę poświęcić na to by zamiast nurkować w dramatach własnych lub innych zacząć współtworzyć, pozwolić sobie Być ,otworzyć się na tą barwną wymianę.
      Dom, przestrzeń tworzona przez nas by czuć się bezpiecznie, wygodnie,wolni gdzie możemy wyrazić siebie bez ograniczeń .Jest jak obraz dla malarza, autobiografia dla pisarza, spontaniczna muzyka . Jest odbiciem naszego wnętrza jego kolorów, krztałtów , smaków i zapachów.Świątynią naszych serc .Z tego miejsca ślę swą wdzięczność wszystkim, którzy ugościli mnie w swych Świątyniach.Z Leftherim wciąż jeszcze pojawiały się chwile zwątpienia  w czasie podróży po różnych domach. Kiedy powinnam wkroczyć  a kiedy puścić i zaufać iż opiekunowie miejsc wyrażą mu swoje potrzeby. Na pewno po części dlatego iż ja nie  zawsze potrzafię zadbać o swoje więc dziękuję Ci mój mały nauczycielu co mi pokazujesz. Wychodząc ze stereotypu iż to rodzice są odpowiedzialni za dziecko(wylączając  oczywiście gdy zagrożone jet  dziecko lub  druga mała osóbka, która nie potrzafi się obronić)  łatwo popaść w to miejsce gdzie odbieramy mu odpowiedzialność za swoje czyny w relacjach z innymi ,doznawania tego jak inni jesteśmy , obserwacji i uważności. I właściwie wchodząc do nieznajomej nam świątyni którz lepiej będzie potrafił o niej opowiedzieć jak nie ten, który ją tworzył.  
   Z wachlarza narzędzi przed wyjazdem trafiła do mnie "Mapa Marzeń". Polega na tym by w pojedynkę lub z kimkolwiek z kim chcemy tworzyć swoje ścieżki rozrysować , wypisać,  ponoć mocniej działa wklejenie zdjęć z magazynów obrazujących nasze intencje na najbliższy czas. Mnie się jeszcze nie udało z obrazową częścią a i tak większość się spełniła a resta wciąż się zadziewa. Pamiętajcie by pisać w formie dokonanej czyli coś się zadziało a nie chciałbym..chciałabym. Jesteśmy Architektami swej rzeczywistości a to narzędzie jest niczym szkic gdzie możemy ukierunkować nasze dążenia i cele , uzewnętrznić na dużym arkuszu papieru barwnie może nawet zabawnie nasze marzenia i dać im światła uwalniając często   z tych trudno dostępnych zakamarków "bolesnego ciała".Bądzcie jednak uważni czego sobie życzycie i obserwujcie co przychodzi.
   Pomyślałam o takiej Świetlistej Duszyczce, która opowiadała mi o swej pracy  dekoratora wnętrz.Jakie to wyzwanie stworzyć komuś przestrzń, poczuć drugą istotę na tyle( nie wnosząc swojego) by poczuła się "Jak u Siebie" Piękna ścieżka. Właściwie dla mnie ten blog  jest moim domem , każdy wpis to jeden element dekoracji ręcznie wypieszczony,szczery i treściwy. Kreatywność we mnie wzrasta więc wkrótce pojawi się coś nowego . Możecie poczuć zapach Izraela. Miłości ...Lekkości w Szczerości!!!Marietta

  A teraz by energia popłyneła jeszcze mocniej zrobie czasowego susa ,dokładnie roczny skok.Może powróce do czasu pomiedzy lecz na razie to nie ma znaczenia. Teraz zaczał się sezon deszczowy moge przyrównać to do wiosny w polsce.Krajobraz cieniowany jest szaro - brunatnymi chmurami ,prześwitujacym słońcem,błękitnym niebem a na głównym planie na stłe zawitała tęcza, która delikatnie się przemieszcza ze  strumieniami swiatła. Ziemia odzyskuje soczyste kolory, ogród ruszył w pełni ,kwiaty otwierają się spragnione wody. Czekaliśmy na te deszcze a i tak rozpoczęcie sezonu nas zaskoczyło swą intensywnoscią , ilością wody , która spadla w krotkim przedziale czasowym. Ziemia się raduje a my razem z nią. W naszej społeczności przybywa nowych ludzi, najbardziej jestem w skowronkach z  naszego sąsiada gdyż jest nim nasza przyjaciółka z polski Ewa.Jakże mogłabym wymarzyć sobie lepszego sasiada ...nasze kreowanie rzeczywistosci jest magia w ,której tajnikach stajemy sie coraz lepsi. U góry zaś gdzie nasz przyjaciel Ravi wybudował swó
j domek  w  krztałcie grzybka   (Ravi i Madlane oczekują nadejścia ich synka w Holandii) powstała przestrzeń dla dzieci . Jedna z mam zaoferowała swój czas dwa razy w tygodniu a reszta z rodziców wspiera projekt wymieniajac sie  nawzajem. Ruszyło to wiele cudownych dialogów pomiędzy nami dorosłymi, po czym oczywiście okazuje się iż to co my w większości uważaliśmy za istotne do przygotowania miejsca  dla dzieci okazuje się w praktyce mniej trafionym. Najwięcej odnajdujemy teraz oserwując czego małe duszki naprawdę potrzebują.  
W ten sposób rozwijamy się wsplnie , małymi kroczkami dzieje się tak również w obrębie wioski. Miesiąc temu z pomocą z okolicy postawiliśmy tipi na naszej ziemi a w kilka dni póżniej Tomek zoorganizował męski krąg  tak bardzo wyszeptany we wnętrzach tych którzy dołączyli .








Po przerwie letnich upałów znów powróciły gajofy( spotykamy się raz w tygodniu w jednym z domów by razem pracować na ziemi gospodarza po czym wspolnie spozywamy posiłki, które każdy z nas przygotował  u siebie w domu) ważna część naszej wymiany doświadczeń , uczuć , wymiany energii a nade wszystko połączenia naszych wspólnych sił by wspólnie tworzyć przestrzeń Los Lomitos.






















Saturday, June 3, 2017

Wracam do domu

               ''Powrót do Domu, domu, DOMU"
  Dzis przyśnił mi się sen w którym w błogiej otoczce przechadzających się po lące mieszkańców naszej wioseczki a byla ona porośnięta  kolorowmi kwiatami i bujną soczystą trawą obserwowałam śmierć dziecka naszych przyjaciół. Krzyk, ból, akceptacja to odczucia jakie odnotowałam. Kilka godzin po przebudzeniu przyszły inspiracje by Podzielić się z Wami jednym z ważnych rozdziałów mojego życia jakim była śmierć Juriana.
 Tą cudną i zagadkową Duszyczkę poznaliśmy jakieś 6 lat temu i od tamtego czasu krążył niczym satelita  namierzając nas czasami w różnych zakątkach świata. Kilka miesięcy temu odwiedził nas również na La Palmie, przed przyjazdem zrezygnował z pracy, mieszkania poszukiwał inspiracji na dalszą drogę życia.Okazało się iż jego ścieżka wiedzie dalej niż ktokolwiek mógłby się tego spodziewać.
 Nastał kolejny słoneczny dzień a wieczorem Jurian spytał o drogę do pobliskich jaskiń znajdujących się na zboczu wąwozu by podziwiać z tamtąd zachód słońca nad oceanem. Nie wrócił na noc, nieraz spaliśmy w tym miejscu więc pomyśleliśmy iż on również wpadł na ten pomysł. Następnego dnia po długich poszukiwaniach znależliśmy jego ciało w dole wąwozu. Przeznaczenie Juriego poruszyło wiele ukrytych lęków,bólów, strachów ukazując  wielką niegotowośc  na to doświadczenie jakim jest śmierć  jej oddech przed  którym odwracamy głowy dopuki nie stanie przed nami. Nasze ciała nie są nieśmiertelne. Moja lekcja przechodziła przez wiele stopni od  wewnętrznego rozdarcia, pytania Dlaczego kręcącego się w głowie niczym wskazówki zegara po akceptację. Poczułam się żywa jak nigdy przedtem, doceniając życie mocniej jego króchliwość i subtelność.
  Na tyle spotkań jakich doświadczyłam z Jurianem to było nadwyraz intensywne. Rozumiałam co mówi(nie zawsze jego przesłania były dla mnie czytelne...zdarzało mu się błądzić w głowie), pamiętam każdy najmniejszy detal, gest. Podzielił się spokojem, ufnością wewnątrz i trzeżwością patrzenia na rzeczywistość również  tym by skupić się na tym gdzie podążamy by inne rzeczy nas nie odciągały od  celu. Czy ty wiedziałeś gdzie podążasz przyjacielu?
 Każdy z nas dookoła przeżywał swój wewnętrzny dramat. W pewnym momencie znalazłam się w przestrzeni pogrążającej się w rozpaczy Istoty,  wiedziałam iż nie nad Jurim lecz nad własnym życiem. Ujrzałam jak kolejne osoby jedna po drugiej zawijają się do środka niczym zarodki paproci i podłączają pod tą energię.Wówczas przyszła do mnie mądrość jednego z moich przyjaciół i z miłością i szacunkiem do procesów innych z radosnym sercem wiedziałam iż nie chcę tam wchodzić, to nie moje i wyruszyłam na spacer. Dotarłam do krzewu dzikiej róży owocującej w tym czasie i posiliłam się. Nie czułam smutku a radość, czułam  Juriana, którego nie było ciałem był wszystkim dokoła. Widziałam rozpacz utraty syna, brata, przyjaciela z którym związanych jest tyle historii kazdego z osobna, z Współistnienia i Wspoltworzenia. Ojciec i Siostry Juriego przyjechali by się spotkać  z miejscem gdzie odszedł , miejscem gdzie spędził ostatnie dni swojego życia i ludzmi którzy dzielili ten czas. Widziałam i i słyszałam od nich jak wiele spokoju to dla nich przyniosło. Odnależliśmy coś fascynującego w naszych wspólnych opowieściach. W wieczór dnia gdy znależliśmy Juriego wracałam z Leftherim z miejsca gdzie straż pożarna , pogotowie i cały tłum zgromadzonych oczekiwał na wyciągnięcie ciała z kanionu. Łzy popłynęły mi po policzkach i trudno mi było odpowiedać na pytania mojego syna o reflektory, sprzęt i inne techniczne detale które go fascynowały. Wówczas Leftheri powiedział mi "Mamo nie smuć się Juri powiedział mi iż jeśli ktokolwiek chce go zobaczyć to jest w kuli w moich rękach teraz...zobacz...śmieszy się".I widziałam go .Kilka dni póżniej gdy samolot z  rodziną naszego przyjaciela zbliżał się do lądowania na wyspie,  obserwowała przez okno przemieszczającą się kulę zmieniającą kolory.
· Dziękuję Juri za to co wniosłeś do mojego życia, za pytania, za terażniejszość nie odkładać nic na lepszy moment, żadne pitu ...pitu....!!!Obserwuję siebie jak się wacham ...odbieram sobie moc tworzenia.Tu moje pytanie Dlaczego...bzdura...działaj.Przecież Żyjesz..możesz Wszystko!!
" Jestem jak nigdy przedtem  tak bardzo, że mnie nie ma "

Ps. Kocham pisanie...czuję jak wyrażam siebie w ten sposób ....zaniedbywałam się więc ...teraz czuję jak wracam do DOMU. Kocham Was !!Marietta
Jurian

Saturday, September 10, 2016

Przelamujac fale

Z prawie rocznym opóżnieniem...cała Ja.....!!!
   W naszych żyłach płynie cygańska krew więc znów  ruszamy przed siebie,dobrze jest nabrac dystansu do miejsca w którym zdazyliśmy zapuścić korzonki wielu roślinekom . Czym jest rzeczywistość w,  ktorej przebywam? Podróż przez Polskę, Holandię i Belgię to odwiedzanie innych wymiarów, sprawdzenie gdzie tak naprawdę jestem, czuję się niczym dziecko odkrywające tajemniczy świat, nowe  świeze spojrzenie.
     Przemierzając drogę z plecakami doświadczamy nowych lekcji z Leftherim związanymi z respektowaniem przestrzeni innych ludzi. Elfik odbija Mnie i moje cienie, konflikty związane z moim czuciem innych ludzi gdzie zazwyczaj robię uniki by stworzyć odpowiednio komfortową atmosferę w miejscach przyjaciół nas goszczących. Lecz nie z moim synem takie sztuczki, jak tylko próbowałam go przygłaskać, uspokoić, tłumaczyć by uważał na przedmioty w domach gdy czułam napięcie od domowników  on robił zupełnie na odwrót. Przyciskał mnie do muru by wycisnąć resztki strachów, odpuść Mamo albo" Mamo czy ty wiesz co ty robisz?", bądz sobą,  nie myśl racjonalnie(czy powinnam..a może nie...może tego nie dotykać...  a może....?),  więcej i więcej  ufności, wszystko ma sens, większe znaczenie z którego ja mogę nie zdawać sobie sprawy.I tak z każdą nową przestrzenią czułam się coraz to bardziej komfortowo, obserwowałam siebie  i innych. Doświdczałam  iż mogę być wszędzie i nigdzie, opiekować się innymi i być pod opiką. Dzięki temu poznałam wielu cudownych ludzi, nauczycieli życia, celebrowałam z nimi istnienie, wymieniałam się doświadczeniami.  Dla Elfika każdy dom w czasie naszej tułaczki był naszym domem do tego stopnia iż w jednym z nich oświadczył podczas urodzinowego przyjęcia  cudownego człowieka, który nas gościł iż"Jeśli nie włączą mu muzyki to On nie życzy sobie tych ludzi(gości)w jego domu".  Ileż śmiechu mieliśmy z powagi tej wypowiedzi. Wiele osób nas goszcząca była sama zdziwiona ile zabawek posiada w domu,z zakurzonych piwnic powracały zapomniane pluszaki, resorówki w które Elfik na nowo tchnął życie.
  Odwiedzając rodzinę  dokonaliśmy kolejnych kroków by pogłębić nasze relacje. Jestem tak wdzięczna moim rodzicom za to czego doświadczam. Topornie mi to szło lecz w końcu pojęłam co ograniczało mój kontakt z mamą. Tak wiele chciałam jej przekazać przez ostatnie lata,  tyloma rzeczami się podzielić lecz nie byłam w gotowa zaakceptować Jej wyborów, uszanować jej decyzji. Jak skruszone dzieco   z łzami wdzięczności, akceptacją wracam w objęcia Matki. Kocham Cię, teraz czuję się  bardziej wolna od negatywnych myśli, bzdórnych historii w mojej głowie. Długo brodziłam po bagnach tej relacji, teraz latam po łące a moja Mama stoi za sztalugami...spełnione .
Jedna z duszyczek na mojej drodze zainspirowała mnie zdjęciem swoich pradziadków, patrząc na nie zrozumiałam  iż tego chcę od spotkania z moimi dziadkami...oglądać stare, stare zdjęcia i słuchać równie starych opowieści.Nie zdawałam sobie sprawy jak wielki we mnie był głud wiedzy o swych korzeniach by spojrzeć w  oczy swoim przodkom,  poczuć głębię....dziękuję Babciu i Dziadku za tą możliwość za to wyjątkowe dla mne spotkanie!
  Po długiej, długiej przerwie a dla Elfika po raz pierwszy doświadczyliśmy jeden dzień śniegu!!Dzień obsypany magią..puszysty..biały..mięciutki  puch,  przyjaciele, spacer po  lesie i jeziorko, jazda na sankach, lepienie bałwana, aniołki, śmiech..radość!
W dwa tygodnie przed odlotem były zamachy na lotnisko  w Belgii z którego mieliśmy odlecieć i przekierowali nas na.....Przed wejściem osobiste "obmacywanie' i o ironio nie wykryła pani tego co wykrył trzeci raz z rzędu skan  sprawdzający moją torebkę na biodra( nie używałam jej w Polsce ), nóż i scyzoryk. Upsss, Pan spojrzał z dozą powątpiewania matka z dzieckiem a w kieszeni dwa ostre przedmioty..zabronione!!! Przykra strata, dwa piękne narzędzia z których robiłam użytek na codzień na La Palmie. Cóż
   Powrót przyniósł wiele nieoczekiwanych emocji. Leftheri zaraz jak wylądowaliśmy zażądał powrotu do taty a w autobusie do domu popadł w nostalgiczny płacz a Ja wraz z nim. Następnego dnia łzy popłynęły znów po moich policzkach tym razem ze szczęścia podczas Gajofy(naszych cotygodniowych spotkań,
kiedy to pracujem w jednym z domów póżniej jemy przygotowane przez nas smakołyki, rozmawiamy, śpiewamy, gramy)z wdzięczności iż doświadczam takiego Raju. Zajęło mi trochę czasu zestrojenie się z otoczeniem. Tak wiele okazało się jest do przerobienia z dwóch miesięcy podróż.  Tutaj jest dużo przestrzeni na to by przetrawić energetyczne pożywienie nie tak jak w świecie zatłoczonych miast gdzie jesteś bombardowany cały dzień przez telewizje nawet te za ścianą, zakupy, telefony, internet itd., itp. Jak pozostać w harmonii z własnym wnętrzem gdy tylu ludzi dookoła i każdy z własnym światem,emanującym różnorakimi energiami...Podziwiam was moi współtowarzysze podróży. Tak jak  teraz po dwóch miesiącach bez Tomka głęboki ukłon  i szacunek samotnym matkom.
        Teraz wiem dlaczego mam syna, dotarłam  dzięki niemu do tej męskiej cząstki mnie. Okazało się iż nie potrafię stanowczo z otwartym serduszkiem powiedzieć Nie, zadbać o swoje potrzeby i podzielić się z innymi . Wiązało się to dla mnie z negatywnymi emocjami, złością, gniewem, rozgoryczeniem iż zostałam zmuszona do działania przed którym sprytnie się znów chciałam schować. Trudne to było o tyle iż przyjmowałam role Matki i Ojca jednocześnie...takie warsztaty sobie zoorganizowałam. Nigdy nie byłam w relacji gdzie latają talerze a w tym czasie Elfik kila puścił w powietrze by rozbić moje iluzje iż mnie to nie dotyczy. To wygląda tak jak moje oswajanie się z oceanem po mocnych przejściach gdy rok temu fale targały mną i  poczułam iz mogę nidopłynąć do brzegu. Zamiast omijając, uciekać przed falami, najbezpieczniej jest dać nura przez nie. A ja bałam się zanurzać głowę,nurkować a puściłam się w głąb morza na ogromne fale. Po odnalezieniu tego co dzieje się w moim wnętrzu i zaakceptowaniu  jak pozwoliłam tłumionym długo uczuciom wypłynąć na powierzchnię  równolegle uczę się także wody. Z szacunkiem, wiarą w swoje siły, miłością do żywiołu jakim jest Ocean wracam by się w nim zanurzyć. Obserwuję cykle przypływów i odpływów tak jak własnyćh emocji. Jakże płynne , przyjemne jest i kosztujące mniej energii zanurkowanie w falę w przeciwieństwie do stawiania oporu- syndrom pralki gdzie jest się targanym a po wypłynięciu oddech i znów kocioł pod wodą. Dziękuję Wszystkim Istotom W Tym Oceanie Życia, Za Każdą Lekcję Którą W Nim Doświadczam!Dziękuję Iż Mogę Się Tymi Lekcjami  z Wami Dzielić!!
  Teraz  jest wrzesień czas przygotowań na porę deszczową, uszczelniania otwartych przestrzeni przed wiatrami, zapasy suchego drzewa, zbieranie i suszenie ziół i owoców(figi, owoce opuncji, dzikiej róży,migdały), nowe sadzonki  w młodziaku. Czas refleksji po letnich doświadczeniach: pożar na wyspie - byliśmy w momencie żegnania się z naszym miejscem, problemy z wodą  podczas których część naszych ogrodów uschła, momenty  które zmusiły wielu z nas do poprawy komunikacji, do określenia się i tu Tomek brał czynny udział w negocjacjach . Wiele się zmienia, jedni ludzie wyjeżdżają inni przybywają, więcej zwierząt, samochodów...Urzeczywistniają się wizje miejsca spotkań dla dzieci a także na secjalne okazje dla  dorosłych tak jak męskie i kobiece kręgi, jest to  tip i zostanie wzniesione na dniach  jakieś 30 min pieszo od nas.  Obserwując miejsce, Siebie samych i ludzi nas odwiedzających uświadomiliśmy sobie z Tomkiem iż potrzebujemy wizji Miejsca w którym żyjemy i w ten sposób powstał list, który załączam na blogu.Tak wiele się dzieje dookoła i wewnątrz mnie, radości i chwil zwątpienia, pustki która przemienia się w obfitość.
 Z kampera wyciągnęłam maszynę do szycia, to nowe doświadczenie dla mnie a jakże znajome  i  po kilku dniach z pomocą Tomka i momentami utraty cierpliwości wypływają z mych rąk nowe materiały, które czynią nasz dom bardziej praktycznym i przytulnym.Dzisiaj w trójkę z materiałów które znależliśmy wstawiliśmy drzwi do kuchni,Elfik przecierał ze mną deski papierem ściernym, trzymał stare okno z którego Tomek wykręcał zawiasy by je ponownie użyć. Potem upiekliśmy ziemniaczki w piecu  a po nich bułeczki  przenne bespośrednio na cegłach i  cynamonowe drożdzówki. Za miesiąc Tomek leci do Polski zalewany falą maili stęsknionych kambowiczów, Elfik marzy o śniegu i prawdopodobnie dołączymy do Taty w Grudniu  tymczasem plączę supełki na sznureczkach tworząc magiczną biżuterię.