Sunday, June 30, 2013

LIma po Polsku


    Nasza wycieczka do Peru była niczym podróż do innej przestrzeni i co prawda spędziliśmy kilka dni w autokarach to po dotarciu do Limy z niedowierzaniem patrzyłam na przepych cywilizacji.  Większą część drogi przemierzyliśmy przez jej wysokość Andy i jej soczysto -zielone wzgórza, przekroczyliśmy granicę wypełniając druczki,  z których część pan w okienku natychmiastowo oderwał i zgnieciwszy w dłoniach rzucił w kąt biórka. hmm? Krajobraz powoli zmieniał się by w ostateczności pierwszy raz w życiu mym oczom ukazał się ocean w towarzystwie szaro-piaszczystych wzgórz. Kilkanaście kilometrów od Limy na tych pustynnych bezdrożach pojawiły się chatki zbudowane z gotowych plecionych mat czasem luksusowo zadaszonych blachą. Widok wydał mi się bardzo przygnębiający i to nie z powodu owych budowli (miejsce w ,którym my śpimy to cztery bale ,murek z gliny do kolan , blaszany dach i materiał rozciągnięty dookoła i to wszystko wielkości trzyosobowego łóżka..hihihi  lecz  otoczenia, żadnej roślinności jak okiem sięgnąć . Owe domki wyglądały jakby opierały się jeden o drugi, ograniczając przestrzeń do minimum. Trwało to chyba z godzinę od momentu gdy wjechaliśmy do miasta, aż dojechaliśmy do terminalu. Z każdym kilometrem rósł standard życia za oknem i ubogie zaśmiecone dzielnice zamieniły się w centra handlowe ,biórowce, parki z tryskającymi fontannami , luksusowe auta. Jedno pozostawało niezmienne tłok na ulicach i gęste chmury unoszące się nad naszymi głowami ,ciekawe czy obie rzeczy miały coś ze sobą wspólnego?
  Po zadomowieniu się w hostelu ruszyliśmy w poszukiwaniu prowiantu i okazało się , że można tu zaspokoić każdą możliwą zachciankę , sklepy wszystkich możliwych marek , sieci popularnych fast-foodów, filie przeróżnych korporacji a super market zaopatrzony po brzegi. Pokus wiele więc skorzystaliśmy z tego przywileju i na obiadek na stole wylądowała chrupiąca bagietka, salata, pomidorki i...ser pleśniowy z suszoną węgierską kiełbaską! Oprócz tego miasto bez wyrazu jak miliony innych, a piękne materiały jak się okazało wyrabiane są głównie na potrzeby turystów. Z  kąd to wiemy ? jako jedyni gringo wylądowaliśmy w centrum dla ubogszej części mieszkańców ,małe sklepiki ciągną się kilometrami a zaopatrzone są w bardzo niskiej jakości produkty. Nie skosztowaliśmy kultury tego państwa jednak naszym wyznacznikiem było zdobycie wizy a okazało się to bardziej skomplikowane niż się nam to wydawało. Lista dokumentów na 6-mies.pobyt okazała się za długa więc wybraliśmy połowę z tego , zostaliśmy na weekend gdyż z powodu święta w Ekwadorze ambasada była zamknięta a w poniedziałek mimo pliku papierów i zdjęć opuściliśmy gmach z odmową ..upsss. Ostatnią naszą szansą była Piura gdzie mieliśmy przesiadkę i po kilku godzinach przybili nam pieczątki i uścisnęli dłonie kasując Elfa tak jak naszą trojkę. Muszę przyznać ,że najbardziej pozytywnie wypadła nasza ambasada ,szybko,pomocnie i w bardzo miłej atmosferze .
Do Vilcabamby dotarliśmy wieczorem więc noc spędziliśmy w hostelu gdzie rankiem zgarnęliśmy parkę młodych australijczyków i ruszyliśmy w górę. Jak cudownie proste i zacne jest życie tutaj. Od tego momentu powrotu przybywa  nam ludzi,pojawiają się nowe projekty i pracujemy nad tym by znależć sponsorów iiii.... jest niesamowicie wesoło...dużo się dzieje. Misio zaczął tuptać więc coraz częściej protestuje gdy chcemy go wrzucić w nosidełoko,zbieramy grzyby (mnóstwo podgrzybków) w sosnowym lesie , który znajduje się na naszym terenie . Mocno ściskam was moi kochani.Miłości I Radości dla wszystkich!!!

Sunday, June 9, 2013

Lima Peru, garden and more..., ogrody i wiecej


So, we had to leave for ten days to Lima, capital of Peru, to get a new Pasport for Lefteri, and visa extension for   Ekwador. We had to go to Peru becouse there is no polish ambasy here. It was a little nightmare with all the biurocratic bullshit, but we got everything. Lima like all big sities , center very rich and elegant, suburbs very poor and dangerous, I had a first oportunity to dive in to Pacific Ocean. We spent 2 days in buses traveling thru Andeian desert. We are happy to be back and be able to create our future. Yvesn left for holidays so we have goats to take care and horses. Today was my first horse ride down to pick up food for the community for a whole week. There is 10 people staying at the Seed camp. We finally started new project, creating new garden beds at the spot called Chakra. The gardens are booming with life and so are we. Not having a clock, telephone and internet is such a blessing. We are at home and waiting for more beutifull souls to help us working on our dream. The familia is good and healthy . Kisses from Marietta and Elifi. T  

Steets of Lima


Limas Beach











Banana and compost








Sambo, dynka


lime tree

cherry  Tomates 

Basil


melisa


Tomato de arbol

Naranhija

Chakra (before , przed )

Chakra (First beds, w, robota wre)


beehives, ul pszczeli

Bosqe


joe

my first horse ride down


Fig tree