Tuesday, December 25, 2012

Chrismas and end of the world, swieta i koniec swiata



Nie da się ukryć iż mieszkamy w raju.Miejsce jest nieziemskie,nasze zmysły są pieszczone codziennie przez naturę,która nas otacza.Tyle przestrzeni i zamiast standardowo dzielić ją  z ludzmi tak tutaj są to niezliczone ilości przeróżnych żyjątek.Naszym sąsiadem jest pająk wielkości Tomka dłoni(włochaty,dziś zauważyłam iż rodzinka się powiększyła).Czasami odwiedza nas zielony wąż obwijając swoim cielskiem krany to w kuchni to w łazience,mrówki od mikroskopijnych do wymiarów że tak powiem domowego polskiego pajączka,żabki,karaluchy,przechodnio jaszczurki i małpki podkradajki( uwielbiają mango tak jak nasza blond małpeczka Lefteris).Ewenementem były termity ,które raz w roku tuż po pierwszych ulewnych dniach wzlatują  na małe odległości po czym gubią skrzydełka i wędrują dalej.Czarne chmury owadów kłębiły się dookoła nas obsypując wszystko dookoła skrzydełkami(dwa dni sprzątania)i włażąc nam pod ubrania.Po tygodniu nastała era pasikoników,siedząc z Ralfem przy kuchennym barze co chwila obrywaliśmy w któtąś część naszego ciała,skacząc uderzały w wiszące garnki i patelnie.Były wszędzie ,cokolwiek wezmę do ręki to coś wyskakuje ze środka nawet w lodówce.Mieliśmy okazję zobaczyć na ulicy w wiosce wielką iguanę i wędrującego brzegiem jeziora leniwca.
  Każdy dzień jest cudowną lekcją.Przerobiliśmy już poważne zakażenie ran ,ropną anginę i gorączkującego Lefterisa za każdym z tych doznań kryje się także historia duchowego wzrastania i chcę się z wami podzielić jedną z nich.
Po "kambo"w jedą z moich ranek wdało się zakażenie (kambo samo w sobie jest szczepionką i antybiotykiem i u kilku tysięcy przypadków tylko u mnie się coś takiego przydażyło)Żadna z rad jak zatrzymać ten proces nie przynosiła pozytywnych efektów a wilgoć w powietrzu opużniała gojenie się najmniejszych ranek.Odwiedziliśmy więc tutejszy szpital i na dzień dobry dostałam trzy listki antybiotyków w następnej kolejności lekarz i czyszczenie rany (czułam się jakbym opuszczała ciało i mogłabym porównać to do próby wyślizgnięcia się z mokrej dobrze dopasowanej pianki po kilku godzinach kitesurfingu).Decyzja była poważna,czułam że mój system odpornościowy szfankuje a antybiotyki tylko pogorszą sprawę więc....zdecydowałam się na następne kambo.W pełni świadoma swojego wyboru z intencjami kroczyłam Swoją ścieżką i udało się następnego dnia opuchlizna zeszła ,mniejsze ranki zaczęły się powoli goić zakażenie się cofało i największa mięsista rana zamknęła się po trzech tygodniach.Byłam terroryzowana przez rozum "może to nie miejsce dla nas"obserwowałam fale zwątpienia i czułam się bezradna w sytuacji aż do momentu mojej decyzji kiedy to już miałam na dłoni dwa kolory pigułek do wyboru(spać dalej w błogiej iluzji czy się obudzić ).Codziennie pracujemy nad komunikacją w naszej grupie i był moment kiedy to byłam gotowa opuścić "Terraamor".Postawiliśmy tipi przywiezione z Izraela,Tomek zorganizował Sweat Lodge(indiański szałas potów),Karen nasza znajoma z wioski poprowadziła warsztaty z Tantry i wsparła Morisa w Porozumieniu bez przemocy(polecam lekturę Marshall B.Rosenberg "Język serca.Porozumienie bez przemocy.")
Nasz mały misio rośnie aż trudno uwierzyć,jest bardzo odważny i bystry ,ufa życiu,a my ufamy mu,zacnie patrzeć na jego "Pierwsze" czy to kontakty z instrumentami,próby samodzielnego stawania,jedzenia...każdy dzień coś... niestety także bolesne upadki...lekcje życia.
 Jestem dziesięć razy silniejsza i wdzięczna za ludzi ,których spotykam te bratnie dusze i tych dzgających w najczulsze miejsca ,przyjaciół,rodzinę,za miejsce ,za doznania tak samo pozytywne jak i te bolesne ....Dzięki tym aspektom wzrastam ,staję się tym kim chcę być ...KOCHAJĄCĄ ISTOTĄ BEZ GRANIC DZIELIĆ MIŁOŚĆ Z KAŻDYM STWORZENIEM WE WSZECHSWIECIE....więc Wesołych Świąt Moi Kochani pamiętajcie o tym by nie tracić wiary,kroczyć własnymi ścieżkami ,brać odpowiedzialność za własne uczucia i wybory i zaakceptować fakt iż każdy z nas jest na tej samej drodze lecz w innym miesscu  więc nie osądzać a jeśli ktoś żle was traktuje zauwżyć fakt,że za tą osłoną jest wołanie o pomoc, o uścisk, o miłość!!!Tęsknotkiiii





















Few words from Maurice. Goscinnie Maurice

Dear family and friends, brothers and sisters,


It is nearing 3 months since I arrived in the Amazon. I know I promised a blog with regular updates, however, I've decided to hold off posting, partically because I have been so busy, but, honestly, mainly due to a lack of clear vision for what we are doing here. It is early  days and so I think, natural that it will take us time to find our feet, and gain confidence in our purpose here. That is not to say we are not achieveing beautiful things here. I know in years to come I will look back on this period as a time of great learning.

My arrival in October, the realness of it hit like a shock; now no longer dream or theory. Important decisions made in the past few monthes and those to come will define this land.

Another shock, amongst other things, felt towards how much we are actually in nature. As I write swinging in my hammock, less than a meter away the Hill slopes down revealing a variety of levels of the this beauiful forest,from the floor to the canopy and out over the horizon. A humming bird, slivery green,comes and drinks nectar from flowers beside my hammock, for a minute, seeming very comfortable in my presence. I realise that, although there are many dangerous insects and animals here, they are not out to get me, nor I to get them. I am the guest here, and I feel I have been welcomed. Though it took me a few days  to understand this, I now feel very at home amongst the variety. And very much in the present moment, feeling all that is around me,rather than up in my mind, imagining it. Monkeys come to visit almost daily, many lizards,some snakes and scorpians, many large hairy spiders, hornets, bees and wasps......and an unimaginable number of ants. All very peaceful,I have become accustomed to allow the wasps and hornets land on me inspecting the palms of my hands. It feels very natural and also a personal achievement since I had always had an irrational fear of these insects, now no more.

A quick description of the Land named 'TerrAmor'.......  4 hectares of secondary forest on a hill over looking the town of Alter do Chao to the north and a large oxbow lake named Lago Verde to the east. The piece of land where I will build my home is facing south with a beautiful window through the trees out over a horizon of nothing but lush rain forest. The land was bought a year ago by Indios and Linda. Since then they have put much time into building projects. The last 3 months there has constantly been builders on the hill. So far, they have built two bungalows and one large house, viewing platforms to see the forest canopy, toilets and shower. At present we can comfortably host fifteen people in different standards of accomadation.

The hill is teeming with a selection of naturally growing medicine plants. We have also spent much time installing a sophisticated irrigation system from Israel and planting Chacrunas and Ayahuasca vines. We have started building a nursery and some beds for edible plants. The soil here is not ideal for producing organic food. Also, in the rain forest there is constantly a race for sunlight and the spreading root systems, not to mention all the insects (The spring onions have been completely devoured by grass hoppers). We are dealing with this the best we can by keeping the young plants in the nursey covered for as long as possible. We have planted up one bed, in which the pumpkins seem to be doing very well.

When I say 'we', I am talking about myself, Linda, Indios, Ralph, Marietta and Thomas (and their eleven month old baby, Leftheri). All of us took part in the 'Comunindios Caravan tour' last summer in Europe. Now here in the Amazon we are continuing to work together, live together and support each other is so many ways. Invaluable brothers who give me so much guidance on my personal inner journey, love and light. Together we support a collective outward journey and help build the vision for what we are doing here on the hill.

We have also had a number of special people stay with us for sometime, days, weeks. Teachers and students, pilgrims rather than tourists, on spiritual journeys rather than jungle excursions, all of whom are also helping us to mould this special place. We have had many workshops (considering we are still in the building phase and not really open yet),yoga, meditation, tantra, nonviolent communication, music circles, and a deeply informative seminar presented by Ralph on the Bagava Gita.  

From 12/12/12 to 21/12/12 We had a beautiful retreat for ten days,  to celebrate the beginning of a new cosmic cycle and a shift in consiousness. With many informative workshops and culminating in a powerful sweat lodge ceremony, followed by a very open ayahuasca ceremony on top of the hill, lasting 24 hours,with music and meditation. For me, a profoundly spiritual moment in my life, a complete fearless surrender to what is, leaving me with a deep gratitude and respect for all that I am, all that we are, and all that we can become, eternal uncondtional Love.


Finally, Of course, on top of all this, and quite importantly, there has been much music, new songs and new musicians, concerts,in the square,in restaurants, bars and private residences, I continue to learn, with gratitude for all that teach me.


With love in my heart and light in my soul, I wish you all a loving and peaceful Christmas. Be gentle with yourselves, and keep peace in your soul. Love is your very nature, for god dwells within you as you.



Maurice